Warning: mysql_result(): supplied argument is not a valid MySQL result resource in /home/hendryko/www/wrock.pl/include/class/meta.class.php on line 98
Relacja Wrocław Rock Portal
User:
Hasło:
   Zapamiętaj mnie
 
 
> Szybka rejestracja
> Zapomnialem hasla

+ Dodaj koncert, wydarzenie


Najbliższe patronowane koncerty

Losowi użytkownicy

Feliciaizv Yassmineary
hccanada95ck Katiecnj
Annacfu Peterpbp

Reklama





Luna Ad Noctum, Extinct Gods, Domestic Waste, Morior Axis, Camos - relacja z koncertu

Dodany przez: Uzi , dnia 2007-05-19 Przeczytano 1100 razy.


Data: 11.05.2007
Miejsce: Wrocław, klub Madness
Zespoły:

Luna Ad Noctum,
Extinct Gods,
Domestic Waste,
Morior Axis,
Camos


Dużo, tanio, Madness


Zaczynam mieć przeświadczenie, że dwie rzeczy będą mnie prześladować we
wstępach do relacji z gigów w Madnessie. Po pierwsze - podobnie jak na
Metal Maraton 2 - koncert nie zaczął się zgodnie z zapowiedziami o 18,
tylko o 19:15. Po drugie - tak jak przed Metal Maraton 3 - miało się
wrażenie, że szyby lada moment prysną w drobny mak przez dochodzący z
wnętrza hałas próby dźwiękowej Camosu. Było wręcz głośniej, jakby muzycy
chcieli hałasem zagłuszyć swe niedostatki...

Półgodzinny występ Camosu pokazał właściwie trzy rzeczy. To, że zespół
nie ma wielkiej inwencji muzycznej - spośród sześciu zagranych kawałków,
intra do trzech były praktycznie nierozróżnialne. To, że na szczęście
mają przy tym duży dystans do samych siebie - pierwszy utwór rozpoczął
się od odtworzenia jakiegoś absurdalnego, krótkiego miksu melodyjek z
wieczorynek (?), a zakończył komentarzem wokalisty "To był utwór pt.
'Nie wal w chuja, Zenek', a teraz '[tu coś mającego udawać skomplikowany
termin z chemii organicznej]'". Ostatecznie to, że ich prezencja
przedstawiała się w duchu (typowo thrashowej?) abnegacji - muzycy
wyglądali, jakby wpadli na koncert urwawszy się wcześnie ze
szkoły/uczelni/pracy. Niezbyt imponujący występ został jeszcze dobity
przez dźwiękowców - przez dłuższe momenty wokal całkiem ginął pośród
instrumentów. Do plusów zaliczyć należy "balladę" "The Prayer" oraz
zaskakująco odegrane kilka taktów ze znanego utworu "Axel F" przy
prezentacji zespołu pod koniec występu. Kiedy rozpoczęła się półgodzinna
(jak wszystkie tego wieczoru) przerwa, odczułem pewną ulgę, a potem było
już tylko lepiej.

Druga atrakcja wieczoru, kłodzki black metal spod znaku Morior Axis,
przyniósł odmianę na lepsze pod względem stylu, jakości i wizerunku.
Przede wszystkim, jako jedyny (poza "gwiazdą wieczoru" - Luna Ad Noctum)
zespół, muzycy Osi Śmierci (?) postarali się o nietrywialne dekoracje i
ubiór. Wszyscy członkowie zespołu (może poza niezbyt widocznym
perkusistą) na wierzch swych czarnych odzień założyli swe firmowe
podkoszulki, zaś czarną membranę bębna basowego przystroili trzema
tabliczkami, jakie zwykle umieszcza się na świeżych krzyżach nagrobnych.
Trąciło to lekkim kiczem, zwłaszcza że były in blanco, ale cieszy, że
zespół bądź co bądź wciąż garażowy dba o image. Ale, co najważniejsze,
nie tylko. Muzyka, jaką gra Morior Axis, i jaką zaprezentował na żywo,
to wysokiej próby black metal, który zazwyczaj możnaby określić jako
melodyczny. Jednak - niestety - znów zawiedli dźwiękowcy, bo tym razem
to instrumenty ginęły za wokalem (swoją drogą świetnym) i brzmiały
raczej ubogo. Publiczność jednak świetnie odebrała zespół, który zebrał
pod sceną znacznie gęstszy tłumek niż Camos. Morior Axis zaprezentował
prawie wszystkie utwory ze swego demka "Sudetian Winter" (m. in.
tytułowy, "Jawornik Wielki", "Reichenstein"), a także jeszcze nie wydany
materiał ("Ad Majorem Dei Gloriam", jeśli dobrze usłyszałem tytuł).

Kolejny punkt programu to deathmetalowy Domestic Waste. Pierwsze
wrażenie - krok w tył, jeśli chodzi o image. Człowiek, który później
okazał się wokalistą kapeli, podczas próby sprawiał wrażenie kolegi
muzyków, który na scenie znalazł się przypadkiem. Przechadzał się,
pogadywał, popalał fajki, a o sprawdzeniu mikrofonu przypomniał sobie
dopiero pod sam koniec przerwy. Do tego wyglądał cokolwiek lumpowato -
jego podkoszulek z Chaos A.D. Sepultury był rozdarty (rozcięty?) od pach
prawie po pas, a blond fryzura i wąsy przywodziła na myśl wizerunki
kmieci z czasów Piasta Kołodzieja z książek historycznych dla dzieci.
Ale co ten człowiek potrafi jako wokalista i frontman, jest po prostu
trudne do opisania. Przez czterdzieści minut koncertu tak skupiał na
sobie uwagę, że trudno mi właściwie powiedzieć cokolwiek o jego zespole,
oprócz tego, że grali co najmniej dobrze. Natomiast on szalał po scenie,
niestrudzenie headbangował, ale przede wszystkim - śpiewał, a dokładniej
ryczał. Niesamowicie nisko, pełnie, głęboko jakby z czeluści piekieł.
Dźwięki tak zwieńczonego, szybkiego, brutalnego deathu zagęściły tłok na
parkiecie (później było już luźniej, chyba publika trochę się zmęczyła
długim wieczorem - a może po prostu Domestic Waste jest tak świetny?).
Nieco irytował fakt, że słowami używanymi przez wokalistę pomiędzy
utworami były "napierdalać!" i "Wrocław" (zdecydowanie już rzadziej).
No, ale przy takim wysiłku można mu chyba wybaczyć. Niestety, pierwszy
okrzyk udzielił się publiczności i następnym zespołom, więc można go
uznać za nieformalne motto wieczoru. DW był jedynym zespołem, który nie
borykał się z problemami z dźwiękiem.

Extinct Gods, którzy zajęli scenę na kolejne 40 minut, nie wywarli na
mnie takiego wrażenia jak poprzednicy. Jednak tu też należą się słowa
uznania, publiczność uraczona została kolejną porcją solidnego, dobrego
grania na nutę z pogranicza blacku i deathu. Znów fenomenalnie wypadł
wokalista, którego potępieńcze piski na wysokich rejestrach tworzyły
niesamowity klimat. Całego koncertu słuchało się bardzo przyjemnie, poza
kilkoma momentami, gdy mikrofon (?) sprzęgał się z głośnikami, co
dźwiękowcy wyłapywali nie w porę. Niestety, zachłyśnięty Domestic Waste
nie pamiętam wiele z tej części wieczoru. Zwłaszcza, że pod koniec przez
klub przemknęły chyłkiem cztery postaci w charakterystycznym
corpsepaincie...

Zwieńczenie imprezy, rozpoczynający się około północy występ Luna Ad
Noctum, był prawdziwą gratką dla wszystkich, którzy do niego dotrwali.
Muzycy ukazali się zakuci w kolczaste nagolenniki i pokazali, co umieją.
A - jako najbardziej doświadczona kapela wieczoru - umieją wiele.
Klimatyczny, szybki black metal na wysokim poziomie był świetnym
zakończeniem dnia. W godzinnym secie muzycy uraczyli widzów utworami z
wszystkich swoich longplayów - usłyszeliśmy "An Ancient Splendour" czy
"Sempiternal Consecration" - z akcentem na ostatni krążek, "The Perfect
Evil In Mortal", skąd wybrali m. in. "Diablex Virus", "Deviante
Obscurante" i "Dimness In Me". Znów - niestety - pojawiły się, tym razem
mniejsze, sprzężenia. Ostatecznie muzycy zaprezentowali na bis swoje
wykonanie "Into The Pentagram" Samaela i dość szybko zeszli ze sceny,
pozostawiając pewien niedosyt.

Ale czegóż więcej chcieć? Za 7 (słownie: siedem) złotych trzy godziny
świetnej (i pół godziny trochę gorszej) muzyki. Nic dodać, nic ująć - na
takie koncerty po prostu warto chodzić.


Autor: Uzi

Komentarze

»
Opinie na temat wydarzenia.
Nikt jeszcze nie komentował tej strony.

Dodaj komentarz

»
Podziel się swoją opinią.
Nick:
Musisz wypełnić to pole
E-mail:
Musisz wypełnić to pole
Komentarz:
Musisz wypełnić to pole

Musisz wypełnić to pole