Warning: mysql_result(): supplied argument is not a valid MySQL result resource in /home/hendryko/www/wrock.pl/include/class/meta.class.php on line 98
Relacja Wrocław Rock Portal
User:
Hasło:
   Zapamiętaj mnie
 
 
> Szybka rejestracja
> Zapomnialem hasla

+ Dodaj koncert, wydarzenie


Najbliższe patronowane koncerty

Losowi użytkownicy

etpinmingca1976 polpo908
Miloqsq szymanskabbbbpl
Feliciaidx qwesi

Reklama





Za pół darmo - Domestic Waste, Arghar, koncert w Madnessie

Dodany przez: uzi , dnia 2007-10-17 Przeczytano 999 razy.



Data: 14-10-2007
Miejsce: Madness, Wrocław
Zespoły: Domestic Waste, Arghar

Koncert miał być okazją do zapoznania się za niewielkie pieniądze z wrocławską sceną death i thrash metalu. No i był, tyle że na pół gwizdka - bramkarze pobierali od wchodzących nie 5, a 3 zł i informowali, że dwie z czterech kapel nie wystąpią. Tymi pechowymi dwiema były Cohortis i Victory Vain, a przyczyną tego stanu rzeczy była nieobecność perkusisty obu zespołów. Muzycy, którzy zostali na placu boju kilkakrotnie przepraszali za tę sytuację, a basista Arghar pozdrawiał Pierełkę naszego kochanego, który teraz śpi w tym landroverze z rozwalonym wałem korbowym w Görlitz.

Koncert nie zaczął się, jak planowano, o 19. Upływający czas (poza próbami i sprzeczaniem się z dźwiękowcem muzyków Argharu) umilały rytmy... ska i reggae, bo "Szatana (specjalizujący się w metalu DJ Madnessu) jeszcze nie ma". Szatan później dotarł, puścił jakieś heavy, no i wreszcie kilka minut po 20 zaczął grać Arghar. Zespół zupełnie nieznany, nieposiadający nawet swojej strony internetowej, a niesłusznie. Bo choć ich głównym problemem - jak określił to wokalista - jest duży nacisk na covery, to umiejętności mają zupełnie niezłe. Nie każdy bowiem zespół jest w stanie (niezależnie od tego, co kto sądzi o Metallice) zagrać
Fuel (zapowiedziany jako cover takiego mało znanego zespołu) poprawnie, a Argharowi wyszło to naprawdę bardzo dobrze. Thrash w wykonaniu Arghar - oceniając oczywiście na podstawie ich autorskich kawałków, spośród których można było zapamiętać tytuły Out Of My Life i What The Fuck - jest bardzo porządny, dość melodyczny, momentami brzmiący raczej jak speed metal. Kapela godna uwagi, ale - jak można się domyślać - musi chyba przezwyciężyć pewien kryzys twórczy, aby wypłynąć na szerokie wody.

Tamtego wieczora w Madnessie muzycy musieli przezwyciężać jeszcze liczne problemy techniczne. Co chwila coś się delikatnie, ale irytująco sprzęgało, a wreszcie podczas kawałka Boxfucker (a przynajmniej podobnie się nazywającego) wysiadł im bas. Po pięciominutowej przerwie kapela wznowiła grę, z instrumentem pożyczonym od Mareczka z Domestic Waste. Występ Argharu zakończył się tuż przed 21, a w ich setliście (łącznie 9 utworów) znalazły się jeszcze covery
King of the Kill Annihilatora i któregoś utworu Machine Head. W tym ostatnim wokalista - sfrustrowany niepowodzeniami wieczora - dodał autorską modyfikację tekstu, nie sądzę bowiem, aby Robb Flynn śpiewał Niech mnie chuj!

Potem nastąpiło coś, co miało rozładować domniemaną napiętą atmosferę z powodu uszczuplenia listy wykonawców. Otóż na scenę wkroczył sklecony naprędce "zespół" Shadow Army, w którego trzyosobowym składzie wokalistą był jeden z bramkarzy, a "gościnny wokal" zapewnił Banan z Domestic Waste. Zagrali oni dwa utwory: jedyne artykułowane słowa pierwszego to Let's go, Shadow Army, now, drugi zaś był instrumentalny, trwał około minuty i brzmiał tak samo jak pierwszy. Po kilkuminutowym występie zespół zakończył karierę.

Pół godziny później zaczął się koncert Domestic Waste. Charyzmatyczny Banan (którego od kilku godzin można było obserwować, jak szwendał się po klubie i wlewał w siebie kolejne browary), chwiejnie stojąc na scenie i z ręcznikiem w kwiaty wystającym z tylnej kieszeni spodni, niestrudzenie ryczał do mikrofonu przez niemal godzinę. Zespół rozruszał mosh pit przed sceną, grając utwory znane ze swojego demka (Create the World, Arachnid Beauty, Temptations) czy nowe kompozycje (Ice Cream, z dedykacją dla pań). Problemy techniczne chyba ustąpiły, więc można było bez przeszkód pomachać piórami do świetnego death metalu (momentami trącącego trochę blackened death) w wykonaniu Domestic Waste. Głos Banana nie stracił ani trochę ze swej piekielnej głębi. Ostatecznie, po 8 utworach i instrumentalnym finale koncert zakończył się o 22:30.

Oczywiście szkoda, że Cohortis i Victory Vain nie mogły wystąpić. Nie zmienia to jednak faktu, że chyba wszystkie metalowe koncerty w cenie piwa (zwłaszcza małego) są warte wielokrotności swojej ceny.


Autor: uzi

Komentarze

»
Opinie na temat wydarzenia.
Nikt jeszcze nie komentował tej strony.

Dodaj komentarz

»
Podziel się swoją opinią.
Nick:
Musisz wypełnić to pole
E-mail:
Musisz wypełnić to pole
Komentarz:
Musisz wypełnić to pole

Musisz wypełnić to pole