Warning: mysql_result(): supplied argument is not a valid MySQL result resource in /home/hendryko/www/wrock.pl/include/class/meta.class.php on line 98
Relacja Wrocław Rock Portal
User:
Hasło:
   Zapamiętaj mnie
 
 
> Szybka rejestracja
> Zapomnialem hasla

+ Dodaj koncert, wydarzenie


Najbliższe patronowane koncerty

Losowi użytkownicy

Paulinemur Lucasmel
Emilydon Steveiwq
Claudiafnz Patricrfm

Reklama





Trzy twarze metalu

Dodany przez: , dnia 2010-07-07 Przeczytano 268 razy.

Data: 2010-07-04      Miejsce: Wrocław

Koncertuj‘:
Crimson Valley Baphomet's Throne Аркона (Arkona)
Mimo informacji, że klub zostanie otwarty o 19:00, fani Arkony musieli znosić skwar lipcowego popołudnia o ponad pół godziny dłużej. Dopiero bowiem o 19:35 drzwi Liverpoolu - chełpiącego się tabliczką "Lokal klimatyzowany" - otworzyły się, i w kilkanaście minut tłumek znalazł się w podziemiach DH Podwale. Na szczęście nie powtórzyła się sytuacja z jesiennego koncertu TSA, kiedy to część widowni występ supportu przesłuchała stojąc na schodach. Co więcej, przygotowania do występu przedłużyły się jeszcze trochę i pierwsze (wyjąwszy próby udźwiękowienia) dźwięki ze sceny rozległy się dopiero kilka minut po 20.

Pierwszą kapelą wieczoru był chyba mało komu znany wrocławski skład Crimson Valley, i chyba mało kto spodziewał się po ich półgodzinnym występie tego, co nastąpiło. Zespół pokazał wprost niesamowitą klasę i umiejętności jak na swój (obecny) format. Gatunek muzyczny, z którym identyfikują się sami muzycy (a w każdym razie ktoś, kto umieścił na internetowych "plakatach" ich logo), to power metal - choć moim zdaniem bardzo bliski tradycyjnemu heavy czy wręcz thrash metalowi. Niezależnie od łatek, które by im przypinać, sześć zagranych utworów cechowało się dynamiką, rozsądnym poziomem komplikacji technicznej i dużą ilością tak zwanego jaja. Wokalista, brzmiąc nieraz bardzo podobnie do Jamesa Hetfielda, wykazał się skalą porównywalną raczej z Bruce'em Dickinsonem. Jego głos jednak często ginął w lepiej podbitych gitarach, na których muzycy wygrywali solówki również kojarzące się z najlepszymi kapelami gatunku. Sekcja rytmiczna trochę kryła się w tle, jednak całkowite wrażenie zespół zostawił jednoznacznie pozytywne i stanowił dla mnie największe zaskoczenie wieczoru.

Przerwa przed występem Baphomet's Throne trwała ponad pół godziny, a sam show grupy zaczął się niecały kwadrans po 21 i trwał 45 minut. Tutaj wiedziałem, czego się spodziewać, i się nie zawiodłem - ciemny, piekielny black metal, o intensywności porównywalnej z królami bezlitosnej rzeźni, Mardukiem. Tron Bafometa z nieznanych powodów zagrał w składzie trzyosobowym - poza gitarzystą-wokalistą, basistą i klawiszowcem brakowało perkusisty, zastąpionego przez automat. Po dość długim klawiszowym intro odegranych zostało pięć utworów, z których tylko trzeci, Bitewny Zgiełk, pochodził z jedynego wydanego pod aktualną nazwą materiału - EPki "Spiritual Evil" z 2003 roku. Przynajmniej część z pozostałych kompozycji to nowy materiał, i jeżeli ujrzy on kiedyś światło dzienne w wersji studyjnej, wszyscy miłośnicy ciężkiej blackmetalowej jatki powinni już sobie na taki krążek ostrzyć zęby. Baphomet's Throne udowodnili bowiem, że mogą brzmieć jeszcze ciężej, szybciej i mocniej niż na płycie sprzed siedmiu lat. Wokalista oświetlony od dołu reflektorem stroił przerażające miny, basista imponował windmillem z co najmniej metrowych włosów, a klawiszowiec... niestety ginął w cieniu. Mrocznego klimatu, jaki muzycy potrafią stworzyć, jak na przykład przed laty w Madnessie, niestety tym razem nie udało się uzyskać - przeszkadzały dość mocno klubowe neony wiszące w Liverpoolu za sceną. Występ zakończył się małym zgrzytem sprzętowym - wskutek wysunięcia się kabla z gitary prowadzącej wykonanie ostatniego utworu pt. "Pentagram" musiało zostać przerwane, po czym po rzuconym do mikrofonu "sorry, kurwa, jeszcze raz", zespół zagrał kompozycję od nowa, tym razem prowadząc ją bez zgrzytów do finału.

Równe pół godziny należało jeszcze czekać na występ gwiazdy wieczoru, Arkony. Muzycy pojawili się w pięcioosobowym składzie (podstawowy kwartet plus wiolonczelista sesyjny), odziani w tradycyjne stroje. Wokalistka, piękna Masza Arichipowa, miała ponadto na sobie szal z futra wilka czy lisa - co jest godne uwagi także ze względu na fakt niemiłosiernego ukropu, jaki o tej porze panował już w pełnym ludzi klubie. Mimo tych niedogodności muzycy z Maszą na czele dali z siebie wszystko, a może i więcej, grając niesamowicie energiczny koncert. Setlista prawdopodobnie pokrywałaby się z listą najszybszych i najbardziej skocznych utworów zespołu. Skocznych może w niektórych przypadkach nawet do przesady i ewokujących leciutkie skojarzenia z wiejską potańcówką (ultraszybki "Jariło" z frazą "Dawaj dawaj dawaj dawaj!") - ale w końcu wszyscy przyszli tego wieczora do Liverpoolu w oczekiwaniu takich właśnie pełnych pierwotnej energii i radości dźwięków. Mało było utworów z najnowszego albumu "Goj, Rodie, Goj!", którego monumentalny charakter nie do końca pasuje do wykonań na żywo, za to pojawiły się takie pozycje ze starszych wydawnictw jak "Kupała i Kostroma" czy "Maslienica". Do zgrzytów należy zaliczyć kilka krótkich sprzęgnięć na mikrofonie, które na szczęście zostały szybko wyeliminowane przez dźwiękowców. Masza nawiązała świetny kontakt z publicznością, która - możnaby powiedzieć, gdyby nie to, że klub mieści się w podziemiach - niemal zmiotła lokal z powierzchni Ziemi. Wokalistka wielokrotnie dziękowała po polsku za wspaniałe przyjęcie, a na końcu występu zadeklarowała, że "Увидимся!" ([jeszcze] się zobaczymy). Finał koncertu był zresztą niespodziewanie wczesny (ok. 23:30, choć trudno było na początku uwierzyć, że cała zabawa trwała tylko godzinę) - po wolniejszym, tradycyjnym "Oj, to nie wieczier..." zespół zszedł ze sceny nie dając żadnych bisów, czemu zresztą trudno się dziwić, biorąc pod uwagę skrajne wyczerpanie fizyczne muzyków z Maszą na czele.

Ostatecznie, mimo że publiczność łatwo dała radę klubowej klimatyzacji, należy zakwalifikować ten koncert do bardzo, ale to bardzo udanych. I nie powinna w tym nikomu przeszkadzać duża rozbieżność stylów prezentowanych przez poszczególne zespoły. Możnaby tylko narzekać, że Arkona lepiej brzmi w nagraniach studyjnych, bo w warunkach koncertowych ginie stosunkowo dużo smaczków z ich dość jednak złożonej muzyki.

SETLISTA (ARKONA, niekompletna)

Pokrowy niebiesnowo starca
Ot serdca k niebu
Goj, Rodie, goj!
Sławsja, Ruś!
Po Syroj Ziemlje
Jariło
Maslienica
Ruś
Kupała i Kostroma
Oj, to nie wieczier...

Link: http://www.lastfm.de/user/uzi666/journal/2010/07/05/3r5yko_three_faces_of_metal


Autor:

Komentarze

»
Opinie na temat wydarzenia.
Nikt jeszcze nie komentował tej strony.

Dodaj komentarz

»
Podziel się swoją opinią.
Nick:
Musisz wypełnić to pole
E-mail:
Musisz wypełnić to pole
Komentarz:
Musisz wypełnić to pole

Musisz wypełnić to pole